niedziela, 18 lipca 2010

Stambuł. 5 zmysłów



1. Smak Stambułu

sok pomarańczowy

Są dwie zasady dotyczące ulicznego jedzenia.
Jedna mówi, że skoro miejscowi to jedzą, to ty też się nie otrujesz.
Druga natomiast stoi w zupełnej sprzeczności do tej pierwszej: to, że tubylcy coś jedzą, nie oznacza, że twój żołądek również przyjmie to bez problemów.

Regionalna kuchnia jest częścią kultury danego miejsca, dlatego zawsze bliżej mi do tej pierwszej postawy - poznawania nowych smaków nawet kosztem problemów żołądkowych (ale w końcu po to też mamy apteczkę naładowaną tabletkami węgla).

Higieniczni puryści zapewne załamaliby ręce nad stanem czystości ulicznych kramików, ale nie ma nic smaczniejszego, niż świeżo wyciśnięty sok z dojrzałych pomarańczy!

I niech się schowają rozwodnione nektary i napoje pełne konserwantów.

Wiwat naturalne soki!


herbata - czyli po turecku çay

Bardzo mocna i aromatyczna. Pita przez Turków przy każdej okazji, najczęściej z malutkich szklaneczek o charakterystycznym kształcie.
Po zatłoczonych uliczkach miasta przemykają dostarczyciele herbaty z tackami pełnymi takich szklaneczek. Często w danym lokalu można zamówić çay, choć nie robi się go na miejscu - jest donoszony z pobliskiej herbaciarni, zajmującej się tylko parzeniem tego narodowego tureckiego napoju.





















2. Zapach Stambułu

kukurydza

Spośród wszystkich ulicznych przekąsek pachniała najmocniej.
Kukurydzę najpierw się gotuje, tak jak to robimy i w Polsce, a potem dodatkowo opieka na ruszcie.
Kolorowe wózki sprzedawców można spotkać niemal na każdym rogu, ale oczywiście im bliżej turystycznych atrakcji, tym drożej.
Naprawdę intensywny zapach!







woda z fontanny ablucyjnej

Pobożny muzułmanin modli się pięć razy dziennie, a przed każdą modlitwą ma obowiązek obmyć w bieżącej wodzie ręce, nogi, twarz, uszy i kark.
Z tego powodu przed każdym meczetem znajduje się fontanna do ablucji lub chociaż mały kran.

Ponieważ od początku postanowiliśmy zapoznawać się z miejscową florą bakteryjną i stopniowo do niej przyzwyczajać (żeby potem uniknąć niespodzianki w postaci tzw. klątwy faraona, zwanej też sraczką), po drodze do Turcji piliśmy wodę z rożnych źródeł, a i w Stambule, kiedy w czasie zwiedzania miasta dopadło nas pragnienie, nie wahaliśmy się przed napełnieniem butelki wodą z fontanny przed meczetem.

Smakowała raczej normalnie, a i klątwa faraona nas po niej nie dopadła.
Nie wiem dlaczego, ale w pamięci pozostał mi jednak jej osobliwy zapach.




3. Dźwięk Stambułu

muezin wzywający do modlitwy

Już pierwsze kroki na tureckiej ziemi stawialiśmy przy akompaniamencie jego śpiewu, płynącego z meczetu, położonego kilkadziesiąt metrów od granicy.

W niektórych miejscach starego Stambułu, gdzie minarety zdają się wyrastać z każdej strony, głosy muezinow z rożnych meczetów uderzały ze zwielokrotnioną siłą, przeplatały się i odbijały echem od średniowiecznych murów.


Ten dźwięk będzie nam towarzyszył przez całą drogę w świecie islamskim.




Light in Babylon Project

İstikal Caddesi, wiecznie pełen ludzi deptak ze swoimi knajpkami i sklepami, to także ulubione miejsce dla wszelkiego rodzaju artystów, próbujących wymienić swój talent na tureckie liry rzucane do kapelusza.

Light in Babylon Project. Trzy osoby. Gitara, cymbały, djembe i piękny śpiew, przywodzący na myśl pieśni wędrujących po Saharze beduinow.

Nie wiem skąd pochodzą, nie wiem czy można ich znaleźć gdzieś w sieci, ale jeśli to możliwe, to naprawdę polecam zapoznać się z ich twórczością.

A teraz, na zachętę, mogę zamieścić tylko zdjęcie.

4. Widok Stambułu

historia, historia, historia...

Hagia Sophia, Zatopiony Pałac, Wieża Galata, mury Teodozjusza, obelisk Totmesa...

Tu historię widać na każdym kroku.
Pamiątki po Bizancjum, wspaniały kościół Mądrości Bożej, jak wiele innych kościołów przerobiony na meczet.

Starożytne mury Konstantynopola.

Obelisk Totmesa, pochodzący z XV wieku p.n.e. i sprowadzony z Karnaku przez cesarza Teodozjusza - tak starego pomnika stworzonego ręką człowieka nie widziałem jeszcze nigdy.

Właśnie to zrobiło na mnie największe wrażenie.

Nie urzekł mnie natomiast Wielki Bazar - największe na świecie kryte dachem targowisko.
Czekam zatem na bazary Damaszku i Jerozolimy.





Złoty Róg, Bosfor, Azja, Morze Czarne

Rejs na północny kraniec cieśniny Bosfor pozwala dostrzec wody Morza Czarnego.

Promy na azjatycki brzeg funkcjonują jako normalna część komunikacji miejskiej i tyle też kosztują.

Z Europy do Azji za 3 złote?

Żaden problem!


5. Dotyk Stambułu

Gorąco, duszno.
Temperatura przekracza 30 stopni C przy dużej wilgotności powietrza.

Zaraz po wyjściu z klimatyzowanego pomieszczenia, po zrobieniu kilku kroków na stromym podejściu od zatoki Złoty Róg wgłąb dzielnicy Galata, człowieka oblewa pot.

Nawet pranie jakby wolniej wysycha.

Czasem tylko trochę ochłody przyniesie wiatr znad Bosforu.




Plany się nieco zmieniły, ale przecież od tego one są, by je czasem, do pewnego stopnia, modyfikować.

Do Ankary dojechaliśmy pociągiem, a za kilka godzin mamy autobus do Tarsu.

Autostopu już starczy, bo czas ucieka, a nogom w końcu przyda się trochę marszu.

W Ankarze nic nie zwiedziliśmy, bo i nie bardzo jest co.
Była za to kuchnia turecka u Neslihan, znajomej Maćka.

Jutro po 10 rano przybywamy do Tarsu.
Miejmy nadzieję, że tym razem bez opóźnienia - nasz pociąg Anadolu Expres ze Stambułu do Ankary był opóźniony 3,5 godziny z powodu pożaru na trasie i konieczności podstawiania autobusu zastępczego.







Pozdrowienia z dworca autobusowego w Ankarze!

2 komentarze:

  1. A moze ktos byl w Stambule i ma podobne/odmıenne wrazenıa zmyslowe?

    pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajowe zdjęcia, dzięki za ten blog - fajnie liznąc trochę innej kultury! pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń