wtorek, 28 września 2010

Epilog. Podsumowanie

Dokładny przebieg trasy:
(źródło - ślady GPS, podkład - Google Earth):


Mijają już dwa tygodnie od powrotu do domu.
Czasu aż nadto, żeby z powrotem przywyknąć do własnego łóżka, domowego jedzenia oraz do myśli, że zaraz po przebudzeniu nie czeka mnie całodzienny marsz w palącym słońcu.
Zwłaszcza, że deszczowa pogoda pierwszych dni jesieni dosyć drastycznie próbuje wymazać wszelkie wspomnienia o bliskowschodnich upałach.

Przyszedł czas na ostatni, podsumowujący wpis z tej wyprawy.
Nie będę się tu jednak skupiał na snuciu opowiadań - na to czas i miejsce przyjdzie w powyjazdowych reportażach (o których ukazaniu się także poinformuję na tej stronie), a krótko przedstawię trochę informacji, jak zwykle w towarzystwie kilku zdjęć - takich, które podczas drogi nie zwróciły na siebie mojej uwagi na tyle, żeby je tu zamieścić, albo uznałem, że potrzebują jeszcze obróbki przed publikacją.

sprzedawczyni pamiątek, Stambuł

Gwoli ścisłości dodam jeszcze, że skoro to piszę, to oczywiście szczęśliwie dolecieliśmy do Berlina, gdzie głównym punktem programu było zrobienie sobie zdjęcia w krótkich spodenkach i koszulce na tle Bramy Brandenburskiej i grupy zmarzniętych Japończyków w płaszczach przeciwdeszczowych (że też nie pomyślałem o wzięciu ze sobą takiego płaszcza...), a stamtąd autostopem dojechaliśmy do Wrocławia - co prawda każdy na własną rękę i zupełnie różnymi drogami, ale najważniejsze, że do celu.


Na wylocie

skok do Złotego Rogu, Stambuł

Jednak na lotnisku w Tel Avivie nie obyło się bez problemów, a jakże!

O ile pobyt na Terytoriach Palestyńskich nie zostawił śladu w paszporcie, to wizyty w pozostałych krajach arabskich na trwałe wpisały się na karty naszego dokumentu podróżnego (szczególnie Syryjczycy zużyli sporo tuszu na te wszystkie pieczątki, mające wyjaśniać nasz niezwykły sposób przekroczenia granicy).

w Pałacu Topkapi, Stambuł


Dodatkowo nasz wygląd kloszardów (no, może ładniej brzmi: włóczęgów) sprawił, że zupełnie nie byliśmy podobni do swoich zdjęć w paszporcie (przy czym Maciek bardziej, bo jeszcze został poproszony o złożenie podpisu do porównania z tym z dokumentu).

Powyższe niesprzyjające okoliczności spowodowały, że w sześciostopniowej skali, wskazującej na potencjalne niebezpieczeństwo ze strony pasażera, zostaliśmy zakwalifikowani, jako "szóstki"...
Nie muszę chyba dodawać, że Lotnisko imienia Ben Guriona, to nie Szkoła Podstawowa imienia Ben Guriona, więc "szóstka" cieszy tu najmniej...

Mimo wszystko, kiedy na nasze plecaki i na nas samych przyklejono specjalne naklejki z kodem kreskowym i wspomnianą cyferką, dobry humor nas nie opuszczał, choć byliśmy przygotowani na długa kontrolę.

No i rzeczywiście była długa i dokładna.

Około godziny trwało sprawdzenie każdej (KAŻDEJ!) części naszego bagażu, potarcie specjalnym przyrządem do wykrywania materiałów wybuchowych, kontrola osobista w oddzielnym pomieszczeniu, różne pytania...

podobizna prezydenta Bashara przy drodze do Damaszku

Trochę popłochu powstało, gdy z mojego plecaka wyjęto książeczkę z dużym napisem LIBAN.
Kontrolująca bagaż funkcjonariuszka niezwykle poważnie spytała, kto mi to dał, a ja, zgodnie z prawdą, odpowiedziałem, że dostałem to od pani w informacji turystycznej.
Chwilę potem folder zachwalający atrakcje Libanu został dokładnie sprawdzony pod kątem obecności śladów materiałów wybuchowych.

Ostatecznie wyszliśmy z całej procedury obronną ręką i pozwolono nam lecieć, jednak zarekwirowano mi butelkę na paliwo (pustą!) i część palnika, na których były chyba jakieś ślady benzyny.
Jakoś przełknąłbym te stratę, gdyby Żydzi wykazali się konsekwencją, ale gdy spostrzegłem, że przez kontrolę bez podejrzeń przeszła plastikowa butelka po napoju, do której wcześniej przelałem pozostałą mi benzynę, poczułem się podobnie, jak wtedy, gdy zobaczyłem, że inną część mojego ekwipunku przywłaszczyli sobie funkcjonariusze syryjscy.

Generał Jurek, w drodze do Iskendurun, Turcja

Na pocieszenie pozwolono nam potem stanąć w kolejce do check-in przy stanowisku, nad którym duży napis głosił "Dla posiadaczy srebrnej i złoty karty".
Razem z nami czekało tam kilku podobnych nam VIP`ów, którzy niedawno także zostali dokładnie przemaglowani przez izraelskie służby.

Podsumowanie

W pierwszej części przedstawię nieco danych liczbowych.
Postaram się tutaj odpowiedzieć na pytania typu "ile kilometrów zrobiliście?", "ile godzin dziennie szliście?", czy też "na jaką największą wysokość się wdrapaliście?".

Druga część poświęcona będzie sprzętowi.
Sam jestem trochę "sprzęciarzem" i lubię patrzeć, co kto ma w swoim ekwipunku.
Spis użytego ekwipunku może być przydatny osobom, planującym podobne przedsięwzięcie.
Pozostali mogą śmiało opuścić ten fragment i przejść do zakończenia.

sprzedawca cytrusów, Jerycho


Część pierwsza - statystyki

daleko...

- 1302 kilometry
pieszo z Tarsu do Jerozolimy,
całość dystansu pokonana z pełnym bagażem, niewliczane dystanse podczas zwiedzania "na lekko";
(źródło: odbiornik GPS, możliwy błąd w granicach kilku km)

- 1950 kilometrów
autostopem z Wrocławia (Bielany Wrocławskie) do Stambułu (zachodnie przedmieścia);
(źródło: wyliczenia z Google Maps)

- 6 krajów podczas marszu
(wliczając Autonomię Palestyńską, jako "kraj", bez wdawania się w dyskusje nt. jej państwowości)

- 8 krajów podczas jazdy autostopem
(wliczając Polskę i Niemcy w drodze powrotnej)

- w sumie 13 odwiedzonych krajów podczas wyprawy
z czego w 10 pobyt w stolicy


łojeju...! turecki góral aż złapał się za głowę


długo...

- czas marszu: 262 godziny 10 minut
(źródło: odbiornik GPS)

- 41 dni marszu
(niewliczane dni odpoczynku)

- 51 dni od wyjścia z Tarsu do osiągnięcia celu

- 67 dni całej wyprawy

szybko...

- średnia prędkość marszu: 4,84 km/h

- średnia odległość dzienna: 31,77 km

- maksymalna odległość dzienna: 56,13 km
(2.08.2010 Latakia - okolice Baniyas, źródło: odbiornik GPS)

- minimalna odległość dzienna: 6,20 km
(30.08.2010 Kafarnaum - Tabgha, przez Górę Błogosławieństw, źródło: odbiornik GPS)

w drodze na Górę Tabor, w tle Jezioro Galilejskie

wysoko...

- największa wysokość bezwzględna podczas marszu: 1847 m n.p.m.
(góry Liban, przełęcz na drodze Samaniyah - Kefraya, źródło: odbiornik GPS )

- najmniejsza wysokość bezwzględna podczas marszu: 279 m p.p.m.
(źródło: odbiornik GPS, jordańsko - izraelskie przejście graniczne Jordan River Crossing, źródło: odbiornik GPS)

- najmniejsza wysokość bezwzględna podczas wyprawy: 418 m p.p.m.
(Morze Martwe - najniższy punkt na Ziemi)


 Kuukaa-Kuulaa, gdzieś w Libanie

gorąco...

Temperatury nie kontrolowałem cały czas, więc możliwe (i całkiem prawdopodobne) jest, że zdarzały się wartości większe od podanych.

- najwyższa zanotowana temperatura powietrza: 42 stopnie C
(źródło: bezrtęciowy termometr zaokienny, jordańsko - izraelskie przejście graniczne Jordan River Crossing)
w słońcu temperatura wielokrotnie dochodziła do 60 stopni C

- najniższa zanotowana temperatura powietrza: 16 stopni C
(źródło: bezrtęciowy termometr zaokienny, nad ranem na dachu w Ein Yabrud, Zachodni Brzeg Jordanu)

sprzedawca kawy, Damaszek


Część druga - sprzęt

Oto spis sprzętu używanego przeze mnie (czego innego używał Maciek, a część z wymienionych rzeczy używaliśmy wspólnie).
Jest to dosyć minimalistyczny zestaw wypracowany podczas wcześniejszych wypraw i uzupełniany oraz modyfikowany wraz z każdą kolejną.

Gdyby ktoś trafił na tę stronę i miał dokładniejsze pytanie nt. użytkowania danej części ekwipunku, szczególnie w tego typu przedsięwzięciach - chętnie odpowiem!

- buty Boreal Kendo
lekkie półbuty, bardzo dobre na gorące dni, okazały się jednak za delikatne na taki dystans - rozkleiła się podeszwa i gumowy otok na czubku i poszły do reklamacji;

- klapki-japonki z Biedronki
za 10 zł., używane na noclegach oraz podczas zwiedzania; rozwaliły się, zreperowałem je sznurkiem, dotrwały do końca, po czym skończyły w koszu;

- skarpetki Skalnik Trekking Light/Travel, 3 pary
wcześniej sprawdzone na innych wyjazdach, używałem tylko dwóch par, jedne pożyczyłem Maćkowi;

- spodnie Milo Trip
z odpinanymi nogawkami, szybkoschnące, w użyciu kolejny sezon, poza odbarwieniami od UV żadnych uszkodzeń;

- bokserki termoaktywne, 2 sztuki
jedne Hannah, drugie Fjord Nansen - nieco wygodniejszy krój mają te pierwsze;

- koszulki termoaktywne, 2 sztuki
Berghaus Active SS Crew oraz Brubeck SS00880, obie bardzo dobre, Berghaus wydaje się trochę delikatny, materiał zmechacił się od plecaka już po pierwszym użyciu, ale żadnych uszkodzeń nie było;

- koszula z lumpeksu
pomysł Maćka, jedyne ubranie z długim rękawem; pozwala lepiej wtopić się w arabski tłum, niż markowy polar, choć na wrześniowe noce bywała trochę za cienka;

- kapelusz Bonnie Hat (US Army) z osłoną na kark
beżowy - bez żadnego kamuflażu, który może budzić niepotrzebne zainteresowanie;

- chusta buff
wielofunkcyjna - do ocierania potu, jako czapka i jeszcze mnóstwo innych zastosowań;

- śpiwór Salewa Microtech 600
lekki i malutki (600 g), mimo wszystko za ciężki, żeby go nieść, skoro i tak było za gorąco na stosowanie śpiwora - odesłany w paczce z Turcji; czasem przydałby się jednak bawełniany śpiworek uszyty np. z prześcieradła - trochę osłony termicznej w zimne noce, ochrona przed komarami i większy komfort podczas spania w brudnych miejscach;

- namiot Fjord Nansen Muwang II
2-osobowy, 2,3 kg, także sprawdził się wcześniej; użycie lżejszej płachty biwakowej (plandeki/celty) odpadało ze względu na występowanie niebezpiecznych zwierzątek;

- plecak Skalnik Trekker 40
twarda sztuka! właściwie produkt Wisportu, z Cordury, używany z powodzeniem wiele lat, na długich wyprawach i wysoko w górach, niemal bez szwanku, wielkość w sam raz - duże możliwości pakowania daje komin i liczne troki;

- karimata
powleczona folią aluminiową, bardzo lekka i cienka - wygodniejsza w noszeniu, mniej wygodna w spaniu;

- kije trekkingowe Kohla Alpen Absorber
kilka lat w użyciu, chyba ok. 4000 km przebiegu; dotąd bez zarzutu, dwa razy wygiąłem dolny segment, ale z własnej winy, segmenty te wymieniłem przed wakacjami; teraz w tajemniczy sposób zgubiły groty, jeden w Turcji, drugi już w Palestynie, musiałem je zastąpić prowizoryczna konstrukcją z gumowej rurki i stalowego pierścienia;

- palnik Primus Multifuel+butelka na paliwo
system wielopaliwowy, ja używałem benzyny oczyszczonej; wytrzymały, dosyć ciężki, ale daje pewność, że prawie wszędzie dostanie się do niego paliwo; Żydzi na lotnisko skonfiskowali mi butelkę na paliwo z pompką paliwową, które wcześniej przewoziłem już bez problemów w samolocie (no ale nie z izraelskiego lotniska);

- garnek 1 litr z pokrywką i pokrowcem, kubek stalowy 0,4 l, Spork (plastikowy niezbędnik), krzesiwo, zapalniczka, zapałki;

- stabilizator stawu kolanowego Oppo 1021, 2 sztuki
rzadko używany, pomimo zapewnień producenta tkanina nie oddychała (a przynajmniej nie w takich warunkach) i po kilku godzinach robiły się odparzenia; ukradzione przez syryjskich policjantów - może generał ma problemy z kolanami...?

- panel słoneczny Sunlinq 12W
bateria słoneczna mocowana do plecaka służąca do ładowania akumulatorków AA za pośrednictwem ładowarki, użyta tylko kilkukrotnie, nie do końca kompatybilna z ładowarką;

-ładowarka Fujicell HC1900F + akumulatorki Sanyo 2700mAH, Sanyo Eneloop 2100mAH
szybka ładowarka, gniazdo do zapalniczki samochodowej, jednak we współpracy z panelem słonecznym przerywała;

- odbiornik GPS Garmin Oregon 450 + pokrowiec + karta microSD 2GB
pierwsza przygoda z GPS, z odbiornika jestem zadowolony; dotykowy, możliwość pracy na zdjęciach satelitarnych - przydatne w regionach, gdzie nie ma dobrych map (jak na Bliskim Wschodzie), parę razy nas ratował, a zawsze dawał pewność, co do trasy i możliwość robienia statystyk odległości/prędkości; korzystałem z przygotowanych wcześniej w domu w Google Earth ścieżek;

- aparat Pentax K-x + DAL 18-55mm + filtr Hoya UV(C) HMC
mikro statyw, karty pamięci SDHC Kingston, czytnik kart Siyoteam
zestaw oczywiście niezbyt rozbudowany i profesjonalny, ale z lustrzankami dopiero zaczynam;

- torba na aparat Vanguard Oregon 14Z
długo szukałem i ta przypadła mi do gustu - wytrzymała, wygodna, z odpowiednią liczbą kieszonek, ale w miarę zwarta;

- czołówka Petzl Mio XP Belt
szybko odmówiła współpracy i w rezultacie zostaliśmy bez latarki, to już drugi egzemplarz, który mi się psuje - po niecałym roku użytkowania, poprzednio dostałem nowy po reklamacji; nie świadczy to dobrze o niezawodnym Petzlu...

-okulary słoneczne nakładane na korekcyjne - Decathlon (ukradzione przez syryjskich policjantów), linka kevlarowa, scyzoryk Victorinox Soldier 0.8610.26, folia NRC, futerał na okulary, notatnik, długopis, ołówek, igła i nitka, taśma klejąca, torebka na dokumenty Outwell;

- apteczka (głównie opatrunki, leki przeciwbólowe i przeciwbiegunkowe, wszelkiego rodzaju krople), multiwitamina i elektorlity (Litorsal) w tabletkach, kosmetyczka (szczoteczka i pasta do zębów, mydło, lusterko, ręcznik - ścierka do podłogi z mikrofibry, papier toaletowy, chusteczki higieniczne), chusteczki nawilżane dla niemowląt;

- przewodnik Bezdroża: Turcja, przewodnik Lonely Planet: Syria&Lebanon, przewodnik Pascal: Izrael, mapy Reise Know-How: Turkey West/South 1:700 000 oraz Syria,Lebanon, 1:600 000 mapa Freytag & Berndt: Israel, Palestine, Holy Land 1:150 000;

herbatka i miejsce w cieniu - codzienność tureckiego emeryta


Na koniec...

...chciałbym bardzo podziękować wszystkim czytającym moją relację, szczególnie tym, którzy zostawiali po sobie ślad w komentarzach - czasem, kiedy brakowało trochę sił i chęci do pisania, a słowa nie chciały się składać w zdania, myśl o tym, że tyle osób czeka na kolejny wpis dopingowała mnie spędzania długich godzin nad notatnikiem, a potem w kafejkach internetowych.

Blog przechodzi w stan uśpienia - nie jest jego rolą opisywanie mojego codziennego życia, ale i nie było nią tylko i wyłącznie opisanie pielgrzymki z Tarsu do Jerozolimy - na pewno znajdą się tu relacje z kolejnych moich wypraw.

A jeśli ukażą się moje reportaże lub będę miał przyjemność przeprowadzenia jakiejś prelekcji ze zdjęciami dla szerszego grona, to też się tym tutaj pochwalę!

Ma'a salama!
Szalom!

Do zobaczenia/przeczytania!


wędkarze w Bejrucie

PS
Pamiętacie jak w relacji ze Stambułu zachwycałem się grającymi na ulicy muzykami?
Wtedy mogłem zamieścić tylko zdjęcia.
Teraz zapraszam do wysłuchania!

Light in Babylon Project - Istanbul

niedziela, 12 września 2010

Jerozolima - ירושלים - القدس. W stronę domu

Jerozolima - Miasto Święte dla chrześcijan, żydów i muzułmanów, w którym ludzie różnych wyznań obok siebie mieszkają, pracują i modlą się.

Odczuliśmy to szczególnie właśnie w tym czasie, kiedy to tego samego dnia przypadło żydowskie święto Nowego Roku oraz zakończenie muzułmańskiego ramadanu - miesiąca postu i modlitwy.

Odczuwaliśmy to przez cały tydzień - wystarczyło wyglądnąć przez okno Nowego Domu Polskiego wychodzące na ulice Mea Szearim, dzielnicy, w której żyją żydowscy ortodoksi, i wsłuchać się w ich świąteczne śpiewy i w okrzyki bawiących się na zaśmieconych ulicach nieprzebranych gromadek dzieci.

I wreszcie odczuliśmy to podczas nocy spędzonej w zamknięciu w Bazylice Bożego Grobu, pośród śpiewów i modlitw mnichów z różnych chrześcijańskich wspólnot.

Stare Miasto w Jerozolimie, na pierwszym planie Bazylika Bożego Grobu i Meczet Omara:


Ściana Płaczu w wigilię święta Rosz Haszana- żydowskiego nowego roku 5771:






Cmentarz żydowski na zboczach Góry Oliwnej:



Kopuła na Skale:

Syn imama:

Plastikowe pistolety i karabiny to ulubiona zabawka arabskich dzieci:

Suq - targowe uliczki w dzielnicy muzułmańskiej:




Widok z kościoła Dominus Flevit - Pan Zapłakał, na Górze Oliwnej:


W Bazylice Grobu Pańskiego:



Jaka to przewrotność historii...

Żydzi, którzy na własnej skórze poznali od wewnątrz mury getta i ogrodzenia pod wysokim napięciem w obozach koncentracyjnych, teraz sami stawiają mur, zwany przez nich "barierą bezpieczeństwa", otaczający Terytoria Palestyńskie, ale też zagarniający na korzyść Izraela ziemie przyznane Palestyńczykom umowami międzynarodowymi.

Szary od strony izraelskiej, kwitnie kolorowymi graffiti od strony Zachodniego Brzegu.


Izraelski mur w Betlejem:







Ostatni dzień na Bliskim Wschodzie.

Odwiedziliśmy Jerycho, będące niczym oaza na Pustyni Judzkiej, a następnie udaliśmy się nad Morze Martwe - tam człowiek naprawdę bez żadnego wysiłku unosi się na powierzchni gorącej i niemal czarnej od błota wody!

A jeśli chodzi o błoto...
Podobno okłady i maseczki z niego działają zdrowotnie i upiększająco - też spróbowałem!






Za chwilę wychodzimy na busa i jedziemy na lotnisko Ben Guriona w Tel Avivie.
Oczywiście spodziewamy się tam szczegółowej kontroli i pytań o Syrię, Liban, Palestynę...
O 3:50 mamy samolot do Berlina, a stamtąd to już tylko kawałeczek do domu.

wtorek, 7 września 2010

U celu!



Dzisiaj o godzinie 15:15 czasu miejscowego przekroczyliśmy próg Bazyliki Bożego Grobu w Jerozolimie i tym samym 51 dni od wyjścia z Tarsu, po przejściu 1340 kilometrów, doszliśmy do celu naszej pielgrzymki.





Przez najbliższe kilka dni będziemy odpoczywać w Jerozolimie i zwiedzać miasto.
Planujemy też zobaczyć Morze Martwe i odwiedzić Betlejem.
Ale już nie na piechotę.